Wybaczcie tytuł, ale nie mogłam się oprzeć. Jak wiecie - mam 2 koty. Jeden z nich (ten na zdjęciu) to moja Glafira. Uwielbia miętę! Ja często piję krople miętowe (rzecz jasna rozcieńczone), bo bardzo mi smakują ;). Gdy zostawię szklankę na ławie - przybiega kot i próbuje wepchnąć głowę do tej szklanki... To jest tak komiczny widok, że na samo wspomnienie się uśmiecham. Więc sesji, której bohaterkami były miętowe bezy, oczywiście towarzyszyła moja kicia.
Odnośnie bez. Barwnik mi wyparował (?) podczas pieczenia, ciasteczka nie utrzymały swojego kształtu (niestety), ale w smaku są świetne! Koniecznie z polewą czekoladową. Źródło przepisu.
Składniki *
- 4 białka
- szczypta soli
- 250 g cukru pudru + 1 łyżka
- 2 łyżeczki kropli miętowych (do kupienia w aptece) lub ekstraktu miętowego
- kilka kropel zielonego barwnika spożywczego
- opcjonalnie: polewa czekoladowa
Białka ubić na sztywno mikserem na wysokich obrotach dodając szczyptę soli. Muszą być naprawdę sztywne (najlepiej zrobić test odwracając pojemnik z nimi do góry dnem ). Następnie dodawać partiami cukier (to bardzo ważne), po jednej łyżce, cały czas ubijając. Na koniec powoli dodawać ekstrakt miętowy i barwnik spożywczy (gdyby to rozrzedziło masę zbyt mocno, dodać jeszcze łyżkę cukru, ubijając).
Nałożyć do rękawa z ozdobną końcówką i wyciskać na blachę. Zostawiać między nimi nieduże odstępy - trochę jednak urosną.
Piec w temperaturze 100ºC przez 2 h 10 minut. Gdy ostygną - polać polewą czekoladową.
* z 1,5 porcji wyszło mi około 30 bez.
Maniu, nie ma co wybaczać, Tygrysek jest jak najbardziej na miejscu:). Tak, jak Twoje cudowne beziki:) Ciekawe czemu barwnik wyparował - za mało?
OdpowiedzUsuńEwelajna, właśnie nie wiem. Będę jeszcze próbować. Bo tak - przed upieczeniem masa miała piękny, zielony kolor. Nawet nie zielony, tylko taki pastelowy. Aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia. A podczas pieczenia znikł, jest tylko w środku niektórych z bez. No nic. Pozdrawiam Cię ciepło :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, ja wolę takie bez barwnika :) Wyglądają bardzo zachęcająco. Kicia prześliczna! Ja ostatnio swoją mopsię znów prezentowałam :P
OdpowiedzUsuńPiękny tygrys!
OdpowiedzUsuńi beziki też do pozazdroszczenia:)
pieknego masz kota
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądają beziki z takimi czekoladowymi esami-floresami :)
OdpowiedzUsuńŚliczne te beziki, nawet jesli nie są zielone:)
OdpowiedzUsuńA kociak słodki:-) Fajnie,ze lubi miętę:)
Pozdrowienia:*
piękny kot. beziki też niczego sobie :) ten z wierzchu przypomina mi delicję obtoczoną w białej czekoladzie :)
OdpowiedzUsuńFajne beziki:-) i kociak tez cudny:-)
OdpowiedzUsuńczyli... cudowne bezy, którym nie oparł by się nikt!
OdpowiedzUsuńa ja z pewnością nie xd
Jakie ładnie zdjęcia..
OdpowiedzUsuńps: no ja to się pocieszam, że jeszcze dużo- nie mogę myśleć, że tak mało:P
Pozdrawiam cieplutko!
pyszne beziki:) pięknie tu u Ciebie:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że uratowałaś beziki przed kotami - skoro z kropelkami, to już sobie wyobrażam, jakie zainteresowanie u nich wzbudzały :o)) Miałam kiedyś kota, który uwielbiał pączki - po prostu za nimi szalał. Koty mają czasem dziwne upodobania, ale na wszelkie krople chyba wszystkie reagują podobnie.
OdpowiedzUsuńBeziki wyglądają smakowicie :) a kotek bardzo fajny :):)
OdpowiedzUsuńHmmmm, chyba nabrałam ochoty na takie bezy z nutka mięty! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Polecam te bezy mimo tego nieszczęsnego barwnika. Pozdrowienia :) :*
OdpowiedzUsuńTeż mam kota, który lubi "pomagać" w kuchni... Najbardziej lubi świeże ciasto i cieciorkę (tą ostatnią w każdej postaci).
OdpowiedzUsuńBeziki wyglądają pięknie, nie przejmuj się barwnikiem :)
Miętę wielbię, na pewno je zrobię. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Wam przypadły do gustu. A koty są naprawdę świetnymi towarzyszami. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń