Czasem mam ochotę na sernik składający się tylko z sera. Czasem chcę wypróbować coś innego, upieczonego nie przez Babcię, która zresztą jest absolutną mistrzynią serników, niedoścignioną, a która czasem mówi - gdy przekraczam próg jej domu zwabiona słodkim zapachem pieczonego ciasta, zapachem, który unosi się w całej okolicy - że "sernik nie wyszedł", co oczywiście jest zupełnie niemożliwe... Przepis znaleziony u Asi, wykonany zaraz 7 kwietnia, dopiero dzisiaj znalazłam zawieruszone zdjęcia :).
Składniki
- 1 kg twarogu
- 4 jaja
- 6 łyżek śmietany
- 4 łyżki cukru (polecam dodać więcej)
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 paczka cukru waniliowego
- 2 tabliczki czekolady (mlecznej)
Rozpuścić 1 tabliczkę czekolady i odstawić, aby ostygła. Ser zmiksować z cukrem, dodając kolejno jajka, dalej miksować, następnie dodać śmietanę i mąkę. Podzielić masę na dwie części, do jednej dodać stopioną czekoladę. Nakładać po dwie łyżki na środek tortownicy. Piec 1 godzinę w 180 st. Na jeszcze ciepłe pokruszyć drugą tabliczkę czekolady. Zostawić do ostygnięcia.
świetny jest, przypomina mi dzikie zwierzę :)
OdpowiedzUsuńTo jakby sernikowa zebra :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny a nasze babcie zawsze mowia ,ze ciasta nieudane chociaz smakuja najlepiej na swiecie :)
o, serniki to moja slabosć. Uwielbiam je jeść, ale nie umiem robić. Boje się że jak już jakimś cudem mi wyjdzie to go pochłonę za jednym posiedzeniem , bo...mam słabość do serniczków! To ja wezmę ten ukrojony kawałek od Ciebie!
OdpowiedzUsuńPaula - Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMadziu - dokładnie :)
Wielgasiu - Coś Ty, na pewno umiesz, tylko tak mówisz :):)